PROGRAM PARTII JN
IV.B. STOSUNKI EKONOMICZNO-GOSPODARCZE
8.
Wspieranie rozwoju przedsiębiorczości opartej na własności pracowniczej.
ROZWINIĘCIE:
„Wbrew wielu mitom firmy przejmowane przez pracowników oparte o demokratyczne zasady i partycypację, a nie o «dyktaturę szefów», są w stanie nie tylko skutecznie konkurować na rynku z innymi podmiotami, ale mogą również sprawiać, że pracownicy w większym stopniu identyfikują się ze swoim miejscem pracy i lepiej potrafią budować przyjazne i partnerskie relacje wewnątrz firmy.
Pojęcia «demokracji przemysłowej» używa się w dwóch znaczeniach. Oznacza ona aktywny udział (partycypację) pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwami publicznymi i prywatnymi lub zwiększanie wpływów pracowników na decyzje dotyczące ich pracy. «Demokracja przemysłowa» choć w III Rzeczpospolitej niedoceniana, ma bogatą historię w naszym kraju.
W okresie przedwojennym idee partycypacji i demokracji przemysłowej były wcielane w życie poprzez działalność ruchu spółdzielczego, kooperatyw spożywczych, rolniczych itp. O demokracji przemysłowej pisali przed wojną i w jej trakcie znani ekonomiści, działacze społeczni i politycy. Jednym z nich był lewicowy ekonomista Oskar Lange, który […] tak definiował ten termin: «[...] Demokracja przemysłowa oznaczana demokratyczną kontrolę i organizację procesów przemysłowych. Zakłada to swobodę wyboru i zmiany zatrudnienia oraz wyklucza organizację stosunków międzyludzkich w przemyśle na zasadzie dyktatu szefów, bez względu na to, czy szefami są prywatni kapitaliści i przedsiębiorcy – jak to ma miejsce w tradycyjnym kapitalizmie, czy też biurokraci – jak w Związku Radzieckim, czy też gdy występuje kombinacja obu tych typów – jak w faszyzmie»”.
(Bartosz Oszczepalski, „Własność pracownicza po polsku”)
JAK JEST TERAZ (?):
„Pomimo wielu zalet firm opartych o partycypację pracowniczą, w Polsce wciąż ta forma własności nie przyjęła się tak dobrze jak np. w Wielkiej Brytanii, gdzie spółki pracownicze wytwarzają 2% całego PKB, a ponadto w czasie kryzysu osiągnęły lepsze wyniki niż spółki niepracownicze. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? – Problemem są nieskuteczne i ograniczone mechanizmy finansowania, a one są niezbędne w sytuacji, gdy nowo tworzone spółki pracownicze dysponują małym kapitałem i mają niską zdolność kredytową. Dotychczasowe pomysły polityków, takie jak stworzony kilka lat temu przez ówczesnego ministra Waldemara Pawlaka fundusz dla spółek pracowniczych, kończyły się fiaskiem – mówi profesor Paweł Ruszkowski, ekspert od spółek pracowniczych. Aby wyjść na przeciw temu problemowi w ramach projektu «Spółki pracownicze – przepis na sukces» prowadzonego przez Forum Związków Zawodowych, opracowany został projekt ustawy zakładający systemowe wsparcie dla spółek.– Jego założeniem było stworzenie skutecznego mechanizmu kredytowania prywatyzacji pracowniczej. Zaproponowaliśmy powołanie Funduszu Rozwoju Własności Menedżerskiej i Pracowniczej, którego budżet miałby wynosić 1 miliard złotych. Byłby on finansowany w formie nieoprocentowanej pożyczki ze środków budżetowych. Fundusz udzielałby gwarancji kredytowych powstającym spółkom pracowniczym biorącym udział w prywatyzacji. Udzielane byłyby także niskoprocentowe kredyty na sfinansowanie biznesplanów i innych działań przygotowawczych – tłumaczy profesor Ruszkowski, który pracował przy tworzeniu projektu.
Niestety zebrano za mało podpisów, aby projekt mógł zostać złożony w Sejmie. Ponadto Ruszkowski przyznaje, że nie było wielkich szans na to aby projekt spotkał się z akceptacją polityków. – Elity polityczne są przeciwko spółkom pracowniczym i partycypacji pracowniczej, bo nie chcą, aby zwykli ludzie mogli zaglądać w kulisy gospodarki – przekonuje”.
(Bartosz Oszczepalski, „Własność pracownicza po polsku”)